piątek, 31 sierpnia 2012

Po przerwie 0:3

Chelsea- Bilbao 1:4.  Za trochę ponad dwa tygodnie na Stamford Bridge zawita Juventus! I czy nie jest to chore,że aby zobaczyć Juve musiałabym wykupić membership/ członkostwo Chelsea? bo w sprzedaży ogólnej bilety nie będą dostępne? a i tak można biletu nie dostać bo pierwszeństwo zakupy dla siebie i osoby towarzyszącej maja właściciele biletu sezonowego, a dopiero potem membership, a potem wszyscy inni (którzy na ten mecz nie są przewidzeni)! aaaaaaaaaaaa! boli bardzo...tym bardziej, że bilety na fazę grupową kosztują tylko 35 funtów !

a co u nas? Urlopujemy się z GG dalej. Trochę gotujemy. Odpoczywamy i spacerujemy- powróciło słońce. Ciepło nie jest - góra 18 stopni. I mamy nowych sąsiadów (pod nami), jeszcze ich nie widzieliśmy,ale już słyszeliśmy.

Po raz trzeci wybraliśmy się na poszukiwanie Wenlocków:) Paraolimpiada jest tutaj kolejnym świętem sportu. Transmisja z otwarcia i codzienne transmisje z zawodów w TV.  Podoba mi się, że doceniają paraolimpijczyków i nie robią z tego "gorszej imprezy". W naszym pubie wszyscy oglądają transmisje! Moim skromnym zdaniem, powinna się odbyć jedna wielka Olimpiada, na której oddzielnie rywalizowaliby para- i olimpijczycy. Jeden duch olimpijski!

Udało się nam znaleźć i zakupić (na przykościelnym targu) monety z okresu panowania Wiktorii, Jerzego V i Jerzego VI !!!


a jak Scorpionsi we Wrocławiu?


 
Wenlock Autobusowy
    

Wenlock Kamieni Szlachetnych i Strażnik Królowej

Wenlock Platanowy i Zakupoholiczka Mandeville

 Wenlock Popołudniowoherbatkowy i Mandeville Budowniczy

 Wenlock Motyli

 Wenlock oryginalny:)

Wenlock Rowerzysta

Wenlock wyprowadzacz psów:P

środa, 29 sierpnia 2012

Ciągle pada

Pada i leje, mży .... przez czas, który spędzę w GB poznam wszystkie odmiany deszczu. Komputer, książka, gazeta, centrum handlowe, pyszna obiadokolacja i transmisja z otwarcia Paraolimpiady. Tak dzisiaj walczymy z pogodą. Ekhm i jakie buty tutaj kupić na jesień? KALOSZE ! 


Muzeum Historii Naturalnej

Udało się nam odwiedzić pierwsze muzeum - Muzeum Historii Naturalnej. Dzień rozpoczęliśmy jak prawdziwi turyści - od zrywu o 8 rano (po 6 godzinach), aby chwilę po 10 być już na miejscu. Od samego początku- przywitały nas kolejki (jak się okazało, jeszcze malutkie) i tłumy dzieci (na czworaka, w wozkach, niemowlęta! i niedorostki). Nie będę się rozwodzić jak skutecznie uprzykrzały nam wizytę płaczem czy innymi skutkami ubocznymi swojej obecności- bo jakże interesujące dla trzylatka są np. planety układu słonecznego, ich temperatura, przyciąganie czy systematyka roślin? No nic...
Zbiory muzeum są tak spore, że nie sposób oglądnąć je podczas jednej wizyty. Dlatego też wybierzemy się kiedyś jeszcze raz. Zwiedzający śledzi historię Ziemi i życia na jej powierzchni. Eksponatów tysiące- wypchany kot, wypchany Dodo, setki roślin czy kamieni, symulacja trzęsienia ziemi, skamieliny, minerały ... Nie sposób opisać to wszystko w jednym krótkim poście. Ogromne wrażenie wywarło na mnie mieszanie stylistyki budowli i rozwiązania techniczne w budynku- budynkach muzeum, a zwłaszcza tzw. Centrum Darwina, gdzie główną os zwiedzania stanowiły interaktywne prezentacje, a zwiedzający miał do wykonania liczne zadania i sam decydował czego chce się dowiedzieć. Piękny i niepozorny z zewnątrz gmach zawiera w sobie laboratorium, sale wystawowe, bibliotekę, sklepy, księgarnie, kawiarnie, salę do zajęć z dziećmi. Skupienia wystarczyło nam na trzy godziny:) ale jeszcze wrócimy.

 Po zrobieniu przez GG dwóch zdjęć okazało się że bateria aparatu się wyładowała (chyba źle podłączyłam kabelek od ładowarki, ups.)


 Pozdrowienia z Panamy
 

Gmach NHM











 Wypchany kot!

Małe strusiątka (też wypchane)















poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Wolne!

Bank Holiday.Większość Anglików ma dzisiaj wolne. Pecha mają ci, którzy pracują w handlu- znowu na pełnych obrotach. Zupełnie inaczej jak w Polsce. Święto ustawowe- wszyscy mają wolne. Tutaj markety i centra handlowe pootwierane, a prywaciarze odpoczywają:) GG klika w komputer, zatem się dzisiaj byczy.
Niestety! Pogoda postanowiła pożałować wolnego i rano obudził nas deszcz. Padało i padało, tak do 14 ?!?!?! Jak tylko na chwilę przestało, uzbrojeni w parasol wybraliśmy się na spacer. Muzea i parki postanowiliśmy dzisiaj omijać szerokim łukiem, prognozując spore zagęszczenie na metr kwadratowy odwiedzających turystów i świętujących Anglików.  Celem wyprawy zostało Fulham- piękne nabrzeże i stadion! Temperatura w sam raz do zwiedzania, niebo pogodne, tylko wietrzysko postanowiło wywiać nam z głowy wszystkie głupie pomysły.

Nabrzeże cudowne. Porośnięte platanami i "obsadzone" ławeczkami. Jest pora odpływu- zatem doskonale widoczna linia brzegowa i brzegi koryta z licznymi stadami gołębi, gęsi i mew przeszukujących teren. Po drugiej stronie Tamizy znajduję się dzikie mokradła i prawdopodobnie to  z nich przyleciały żerujące na "naszym" brzegu kormorany!
Zwiedziliśmy okolice stadionu F.C. Fulham i sklep klubowy!!! Sama budowla nie przypomina stadionu, a o jej przeznaczeniu można wnioskować na podstawie ogromnych reflektorów stadionowych. Sam stadion otoczony jest ceglaną ścianą z kilkunastoma drewnianymi drzwiami, przypominając tym samym budynek. Nie brak oczywiście nowoczesnych bram i ogrodzeń, ale ściana z wąskimi na pół metra drzwiami podpisanymi wyrazem "wejście" oznajmiającym ich przeznaczenie i numerami sektorów robi wrażenie. Samo F.C. Fulham jest jakieś sześćdziesiąt lat starsze od Śląska  i być może ta infrastruktura pamięta jeszcze tamte czasy. Bilety najtańsze nie są - około 30 funtów na mecz kategorii C z Aston Villa (dla porównania mecz z Manchesterem United to kategoria A). mam nadzieje, że uda nam się wcisnąć na jakikolwiek i gdziekolwiek. Preferowałabym Chelsea, ale nie wiem czy to się da zrobić. Odbyły się na razie tylko dwa ligowe spotkania, ale w dniu meczów nawet panie koło 60-tki chodziły przybrane w koszulki albo klubowe szaliki- mania, najzwyczajniej w świecie, w naszej dzielnicy wszyscy są kibicami.

Ostatnia jeszcze refleksja dotycząca Fulham F.C.. Gdzieś między kratami stadionu zamajaczyła nam rzeźba postaci, do złudzenia przypominającej Michaela Jacksona. Szybko przeleciały mi przez głowę stwierdzenia, że żaden normalny Anglik nie postawiłby czegoś takiego, i to jeszcze na STADIONIE. Nawet zdjęcia nie zrobiliśmy, uznając nasze podejrzenia za śmieszne. Sama myśl nie dawała mi jednak spokoju.... i co wynalazłam w internecie? Toż to rzeczywiście Jackson. Prezesem klubu jest Al Fayed (ojciec tego od Diany), wieloletni przyjaciel Króla Popu i były właściciel Harrodsa. Najwyraźniej lubuje się on w takich kiczowatych projektach, upamiętniających osoby mu bliskie, gdyż nawet w tym luksusowym domu handlowym ufundował najpodlejszy i urągający jakiemukolwiek wyczuciu estetyki posąg księżnej i jej kochanka biegnących ze splecionymi dłońmi wśród stadka gołębi. Żenada. Tak mi się przypomniało tylko...

Zatem, wywiani za wszystkie czasy i wykończeni marszem, ruszyliśmy do domu, gdzie udało mi się wreszcie popełnić całkiem przyzwoita tartę!!!


Kawiarnia w Ogrodzie Biskupim

 Platany i nadbrzeżne i ja

 Mewy i kormorany

 Zatopiony motocykl









GG na tle stadionu F.C. Fulham - brama i wspomniana ściana



gdzie jest kot...

niedziela, 26 sierpnia 2012

Londyński prysznic

Londyński prysznic. Pada, nie pada, leje, nie leje, pada, mży, pada grad, nie pada, pada,....,itd. itp.  i tak upłynął nam cały dzień. Zakupy na obiad robiliśmy dwie godziny- skacząc pomiędzy kałużami i chowając się w sklepach pomiędzy kolejnymi ścianami deszczu. Pierwszy dzień prawdziwej angielskiej pogody zaliczony!
Przyznam, że szczególnie nie cierpieliśmy z powodu złej aury. Przynajmniej nie mieliśmy wyrzutów sumienia i spokojnie mogliśmy leniuchować. Był czas na eksperymenty kulinarne i groszek zielony (wszędzie go wciskają - do ryby, do mięsa, do hamburgerów) i tartę custard w moim wykonaniu, sprzątanie, film i małe świętowanie:) Tak się złożyło, że dzisiaj- 25.08 upłynął rok od momentu, kiedy GG uratował od przykrej schroniskowej egzystencji i przyniósł Lady. Małe, zabiedzone i zarobaczone futro. Czarne futro. Warte 10 euro. GG zapomniał, że za zwierzaka płaci się symbolicznie - koszt zainwestowanych szczepień, a że miał przy sobie tylko euro- to już na samym starcie trzeba było w futro porządnie zainwestować.
Jak mawia porzekadło: "czasie deszczu dzieci się nudzą".... poniosła nas fantazja. Zapewniam jednak, iż żadne zwierzę dzisiaj nie ucierpiało.
Poniżej jeszcze mała retrospekcja, jak futro nabierało ciałka:)

Królowa jest tylko jedna...




 

  
























Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...