sobota, 26 października 2013

Wycieczka Grzegorza

Emilka wczoraj poleciała do Polski na kilka dni zostawiając nas samych (mnie i kota). Typowa Londyńsko - jesienna pogoda nie dała rady zatrzymać mnie w domu. Postanowiłem zrobić sobie wycieczkę brzegiem Tamizy i zajść tak daleko na ile starczy mi dnia, dopóki nie zacznie porządnie padać, albo dopóki nie zajdę wystarczająco daleko by nie móc wrócić komunikacją miejską.

Podróż zacząłem w lombardzie znajdującym się 50 metrów od naszego mieszkania, gdzie zainwestowawszy 40 funtów, w końcu nabyłem w miarę porządny teleobiektyw do naszego aparatu 55-200mm, co jeszcze bardziej przekonało mnie do wycieczki, bo miałem nadzieję nie tylko przetestowania go, ale także zrobienia kilku ładnych zdjęć zwierzątek żyjących nad rzeką.

Tutaj się praktycznie moja wycieczka zaczęła przy browarze w Chiswick. 

Pierwsze testy obiektywu... 

Wieża starego budynku browaru... niestety jest dość szczętnie schowana pośród nowoczesnych i niesamowicie brzydkich budynków, a to chyba jedyne ujęcie gdzie takowych nie widać. 

A nad rzeką odpływ i lekka mżawka, którą chyba nawet trochę widać na powyższym zdjęciu. 

Jak na razie jedynimi nadrzecznymi zwierzętami były wyprowadzane na spacer psiaki, które mimo że biegały jak szalone powychodziły na zdjęciach całkiem przyzwoicie.


 W końcu się doczekałem! Widok naprawdę fajny gdyż dziesiątki tych małych kaczuszek, wniskując po wielkości to jeszcze bardzo młodych, miało fantastyczną zabawę baraszkując w błocie pozostawionym na brzegu przez odpływ.


Co ciekawe północny brzeg którym szedłem na tym odcinku jest pełen parków drzew, boisk i wszelkiej zieleni, w przeciwieństwie do drugiego brzegu, surowego i przepełnionego budynkami.

Od małego mam zamiłowanie do wierzb płaczących. Przy tym okazie poczułem się prawie "Tolkienowsko" :)

... nic tylko szukać Toma Bombadila

 I kolejny wesoły psiak na spacerze... strasznie ciężko je złapać na pełnym zbliżeniu takiego obiektywu...

 Most kolejowy Barnes Bridge.

Tu miałem szczęście ten okaz po prostu stał i czekał na właściciela.

 Już powoli w Londynie zaczyna się jesień. Coraz więcej liści opada, coraz bardziej jesienne kolory.

Znalazlem nawet niewielki rezerwat przyrody


Naprawdę robił wrażenie dzikości, zupełnie jakby tutaj nikt nie zaglądał od dłuższego czau, a przynajmniej nikt z piłą łańcuchową, siekierą czy chociaż grabiami.

Jesienne dmuchawce?

Kolejne chaszcze rezerwatowe. Bardzo fajnie się na to patrzy wiedząc, że to prawie centrum Londynu.

Most z drugiej strony, a na rzece mnóstwo wioślarzy dzisiaj.

Do Heathrow całkiem niedaleko, a zoom w tym obiektywie naprawdę robie wrażenie...

Most Chiswick, nawet podpisany by nikt nie miał wątpliwośći.


Zaskakujący widok w kraju gdzie rugby jest drugim sportem narodowym, a mianowicie młodzież gra w football AMERYKAŃSKI. Czyli coś co tutaj jest wyśmiewane i traktowane jako profanacja starego "szlachetnego rugby".

W końcu się doczekałem! Czapla siwa czyli tutejszy "Grey Heron". Nawet nie trzeba było się specjalnie starać, jak to czapla stała dostojnie w wodzie wypatrując czegoś w oddali.

Prawie jak Chorwacja czyli figi na drzewie, choć takiej wielkości to w Chorwacji widzieliśmy pod koniec lipca a nie pażdziernika.

Odpływ w całej okazałości


Lubie buldogi

Choć nawet one są tak szybkie że ciężko, cieżko złapać.

No i były jamniki oczywście pierwsze do fotografowania.

Most Kew


To chyba pierwsi wędkarze jakich widzę, którzy próbują swoich sił w Tamizie.


Zaraz za mostem Kew krajobraz się diametralnie zmienił, przy brzegu zaroiło się od barek mieszkalnych. Czyli dla niewtajemniczonych takich rzecznych mieszkań, gdzie normalnie mieszkają ludzie, mają swój kawałek brzegu na którym nawet jest ich skrzynka na listy, ale mieszkają generalnie na wodzie.

I kolejny piesek, dużo ich dzisiaj.


Od strony rzeki barki a od strony lądu masa strasznie brzydkich popostawianych jeden na drugim bloków. Prawdopodobnie jest to związane z tym, że po drugiej stronie rzeki znajduje sie Kew Gardens, czyli ogronmy i całkiem znany londyński ogród botaniczny (gdzie jeszcze nie byliśmy... niestety, ale się wybierzemy kiedyś) i każdy chce mieć widok na park.

Dziwne coś co zdefiniował bym jako "doki naprawcze" dla barek mieszkalnych.

W tym miejscu niestety moja wycieczka się skończyła. Zaczął padać naprawdę rzęsisty deszcz, w którym niebardzo przyjemnie się spacerowało, a dalsze robienie zdjęć nie miało sensu. Postanowiłem że na dzisiaj wystarczy. Oto mapa mojej wędrówki, wyszło jakieś 8km i zajęło 2 godziny.

(dla ciekawskich link do mapy)

niedziela, 20 października 2013

Zieleń kontra feeria barw

"Początki" jesieni na Brompton Cemetery.  Cicho i spokojnie. My, kilku przechodniów i tutejszy zwierzyniec. Wciąż zielono. Miałam nadzieję, na feerię barw, ale niestety, przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać na żółtoczerwone szaleństwo.
Uwielbiam przełom października i listopada. To jeden z tych moich magicznych okresów, które dobrze wspominam i wyczekuję. Właśnie ze względu na pogodę, kolory i nadchodzące "święta", które w różnej konfiguracji ciągną się aż do stycznia:P














































Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...