czwartek, 20 grudnia 2012

Hard Rock Cafe/zwierzaki/zakupowe szaleństwo* (*niepotrzebne skreślić)

Prezenty popakowane! 

Żartowałam..... Wybrałam się po raz setny w tym miesiącu na Oxford Street (gigantyczna wersja naszej Świdnickiej:P, wymieszana z wszystkimi wrocławskimi domami handlowymi), a moim kolejnym celem było Covent Garden, ale tak potwornie się rozpadało, że po krótkiej przebieżce slalomem między kroplami deszczu od sklepu, do sklepu wsiadłam do autobusu i wróciłam do domku. Miałam zaprezentować cudne zdjęcia z Covent Garden, ale ich nie zrobiłam. Mam jedno sprzed tygodnia, i to zrobione telefonem. Zatem z oglądania niezwykłej choinki na CG nici.

W zamian- Hard Rock Cafe, Pomnik Zwierząt Służących na Wojnie i Oxford Street z sobotniej wyprawy z GG. Ciepło, niebieskie niebo i tłumy ludzi. Przyzwyczaiłam się już do wszystkich trzech rzeczy. Pogoda okazała się tej jesieni dla nas bardzo łaskawa. Bardzo mało padało (ekhm deszcz zaczął nadrabiać zaległości dzisiaj, i planuje kontynuować jutro:P) Z tłumami się już zasymilowałam, a wolny weekend to standard!

Londyńska restauracja Hard Rock Cafe, jest pierwszą restauracją tej sieci na świecie. Tak tak....  nie jest to jakiś amerykański wynalazek, ale angielski. W środku nie byliśmy (jeszcze). Pomimo wczesnej godziny, stołowały się tam już tłumy, a ceny też nie wyglądały zachęcająco- zwłaszcza po obfitym śniadanku. Obiad jeszcze by jakoś uszedł. Zawitaliśmy za to do sklepu:) a mini-muzeum było zamknięte. Sklep ozdobiony okładkami płyt (w większości brytyjskich muzyków), portretami i gitarami (m.in. Sambory:P). Średnia wieku kupujących: 40-lat. Z głośników dudniła muzyka - ekhm jakiś miauczący cover The Doors, a potem Killersi (szczegół ten może zdegustować niektórych wyznawców i miłośników HRC). Czasy się zmieniają, dzieciaki nie chcą już koszulek Bon Joviego czy Gunsów. Tutaj jeszcze ostali się Ironi, Led Zeppelin plus paru innych- bo Brytyjczycy i nie wiem czemu- KISS. Gadżety z ich logo dzielnie walczą z wytworami formacji typu One Direction czy inne tam ups-ups-ups.
Zobaczyliśmy, co mieliśmy zobaczyć, GG zapozował lekko przymuszony i ruszyliśmy dalej, w kierunku Oxford Street. Trasa- wzdłuż Hyde Parku, z widokami na Winter Wonderland.

Londyn usiany jest przeróżnego rodzaju rzeźbami, instalacjami, fontannami i pomnikami upamiętniającymi zasłużone osobistości, jak i grupy osób. Pomnik Zwierząt na Wojnie, został wzniesiony (2004r.; w dziewięćdziesiątą rocznicę wybuchu IWŚ) aby uczcić wszystkie zwierzaki, które służyły, cierpiały i ginęły pomagając Brytyjczykom i wojskom alianckim w realizacji ich wojennych celów, na rożnych arenach wojennych, w różnych konfliktach. Gołębie, koty, osiołki, konie, psy, słonie i inne. Nie miały wyboru. Nie były to ich wojny. Pomnik nie stoi zapomniany i opuszczony. Wokół kwiaty - żywe, sztuczne, wieńce z Remembrance Day . Ode mnie - ogromny plus dla Brytyjczyków za akcję zbiórki 1,4 miliona funtów, postawienie pomnika i pamięć.

Szybkie spojrzenie na Marble Arch i pozostało już tylko Oxford Street. Ogrom sklepów- w 98% sieciówek (czwarta ZARA w obrębie kilometra nie robi mi już różnicy:P) i kilku domów handlowych, a między nimi drugi po Harrodsie (albo jak kto woli- Haroldsie:P) - Selfridges gdzie małe dzieła sztuki użytkowej są na wyciągniecie ręki, a okna wystawowe aranżowane są z największa starannością i przepychem (np. w Harrodsie motyw bajkowy i Kopciuszek wzrostu dorosłej kobiety:P). 
Nasze zakupowe szaleństwo wygłodziło nas niesamowicie i na celowniku mieliśmy już tylko jakąś ciekawą knajpkę, więc nie doczekaliśmy zmroku. Na moje zdjęcia z przepięknie oświetloną świąteczną Oxford Street w tle musicie poczekać, aż wyproszę je od O&Ł :)





Boczne wejście(dla personelu?). Przed głównym nie dałam rady - ogródek i baaaaaaaardzo ruchliwa ulica. Ale nadrobię to kiedyś.

Wiem, wiem ...rockowy sweterek:P

 Animal In War Memorial








"Ten pomnik poświęcony jest wszystkim zwierzętom
które służyły i zginęły wraz z brytyjskimi i sprzymierzonymi siłami
w wojnach i kampaniach na przestrzeni wieków"
"Nie miały wyboru"





 Jeden z wieńców...

  Brian May bardzo aktywnie działa na rzecz zwierząt. Nie tylko na papierze i wizytówce:)





"Korek". Element wystawy Selfridges. Brytyjski Słodziak.

Skrzyżowanie Regent Street z Oxford Street








Zaczęło padać. My głodni. Autobus i knajpka na celowniku. Uwielbiam jeździć na górnym pokładzie double-deckera, wszystko widać! Tutaj - tłumy pod Topshop'em:P

 Dekoracje świetlne domów handlowych




Oxford Street





 ekhm... niestety w autobusie kiepsko robi się zdjęcia :P

 Jakby ktoś miał ochotę dowiedzieć się więcej na temat  Animal In War Memorial

sobota, 15 grudnia 2012

Winter Wonderland

Śniegu dalej nie ma. I raczej się nie zapowiada aby był. Dni do Wigilii odliczmy już na palcach... ach. Przeboje świąteczne i dekoracje w sklepach, światełka w oknach i na ulicach. Cudnie to wygląda....

Jedną z moich dotychczasowych tradycji przedświątecznych we Wrocławiu były wyprawy na Jarmark Świąteczny. Blisko, kolorowo i kiczowato ale bardzo optymistycznie. W Londynie odwiedziliśmy wspólnie z O&Ł malutki odpowiednik (tyż niemiecki:P), kiełbaski i piwo(niemieckie) i takie tam inne bzdety. Nie dotarliśmy jednak do centralnego miejsca przedświątecznej zabawy.

Winter Wonderland - Zimowa Kraina Czarów (sic!)... Jarmark Wrocławski w skali makro (również niemiecki i swoją drogą Niemcy nieźle muszą zarabiać na tym biznesie:P) została umiejscowiona w Hyde Parku, od strony Hyde Park Corner- w okolicach wspomnianego już Łuku Wellingtona. Tysiące ludzi, setki straganów, dziesiątki karuzel i loterii. Kilka tygodni temu, tegorocznemu otwarciu WW towarzyszył występ Roda Stewarta, który oczywiście przegapiłam. Aaaaaa...

Z GG nadrobiliśmy zaległości w  ten czwartek. Obyło się bez Roda, ale myślę, że on niezbyt radykalnie zmieniłby moje zdanie o tym co widziałam.
GG miał firmową imprezę przedbożonarodzeniową w okolicy i wymyśleliśmy, że można upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Na terenie WW pojawiliśmy się  po 20. Przywitały nas bramki - prawie jak na lotnisku:P i rzeka ludzi. Zimno i wilgotno (szła zmiana pogody i powietrze można było wyciskać; w końcu zaczął padać deszcz). Spodziewałam się wielkiego WOW. Kolorowe światełka, choinki, świąteczne przeboje, grzane wino 0% i zero oscypków (w zamian hiszpańskie przysmaki z głębokiego tłuszczu)! Porozstawiane karuzele, diabelski młyn i kolejka górska. Ciekawa atrakcja, jednakże taka wesoło-miasteczkowa i festynowa, generalnie. Może "nasz" kameralny jarmark ratuje piękna okolica? Ratusz, kostka brukowa. Nie wiem jak w tym roku, ale jeszcze dwa lata temu ilość bud była przyzwoita. A może zwyczajnie już choruję z tęsknoty i wszystko co "domowe" wydaje mi się lepsze:)
























GG i jego świąteczna mina :P


 Giga-Bambi komuś podpał:P



















 Mikołaj przychodzi do wszystkich ...























Następne wino grzane już we Wrocławiu:)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...