niedziela, 25 listopada 2012

Cisza przed burzą

Przepraszam za przestoje:)
Cały tydzień padało. Zdarzało się, że zasypialiśmy przy deszczu i przy nim się budziliśmy. Trudniej mają tylko nasi sąsiedzi- zasypiają przy mojej grze na gitarze:P Hihi.
Liście pospadały z drzew, całkowicie obnażając ich konary. Robi się smutno. Ten tydzień minął błyskawicznie. A za miesiąc Wigilia!
Dzisiaj wreszcie słonko!
W piątek przegapiłam Roda Stewarta, otwierającego londyńskie "coś" w stylu naszego jarmarku świątecznego. Nie mogę sobie tego przebaczyć:P krótka przejażdżka metrem, ale jestem ciapa. Wczoraj mieliśmy się wybrać pod dom Freddiego, ale pogoda niezbyt zachęcała do wyjścia.
Zaniedbałam się w tym tygodniu ze zdjęciami. Przedobrzyłam z ich ilością i przestrzeń na serwerze mi się skończyła i mam nadzieję, że jakoś rozwiążę ten problem. Jakby mało tego złego było, Lady zabrała mi aparat i teraz ona nim rządzi. Przestała wreszcie drastycznie reagować na dźwięki gitary:P

Leniwie, spokojnie. Sprzątamy i zbieramy zapasy gdyż w środę będziemy mieli gości! I to nie byle jakich, i wcale nie na jeden dzień! Bardzo się w związku z tym cieszymy:)


To teraz ja zrobię tobie zdjęcie:P



wtorek, 20 listopada 2012

Zabójczy weekend

Ekhm.... dopiero nabrałam sił po weekendzie.
W sobotę, wybraliśmy się na koncert The Killers. Bilety i miejsca były dla nas wielka niespodzianką:P jakiś czas temu GG wygrał bilety na koncert w O2Arena. Pierwszy raz od naszego przyjazdu mieliśmy okazję znaleźć się w Greenwich. Nie wiedzieliśmy na jaki koncert pójdziemy .... mógł nam się trafić Andrea Bocelli albo jakiś boysband. Okazało się, że  idziemy na The Killers. Uwielbiam ich pierwsza płytę Hot Fuss i pamiętam jak z O. biegałyśmy po Wrocławiu, żeby ją kupić. GG natomiast zapałał miłością także do pozostałych albumów, i tak mnie nimi dręczył, przez naście godzin, w drodze do Chorwacji w 2009, że obiecałam sobie nigdy do nich nie wracać. Jednakże ucieszyła mnie okazja posłuchania chłopaków. Po lipcowych wrocławskich doświadczeniach koncertowych, tylko modliłam się aby bilety nie były "na płytę". Ojć....Chyba już za stara jestem...albo czasy się zmieniły:P Killersi też się postarzeli. Miałam okazję słuchać ich na żywo, co prawda 2005 i nie na ich własnym koncercie, ale na koncercie U2- grali jako support, ale zaliczone! Lekko zmienili image na "mroczniejszy":P zamiast pastelowych marynarek, czerń. Zagrali wszystkie kawałki z pierwszej płyty i massse z pozostałych. Nasze miejsca- dla emerytów. Pierwsza klasa. Tak blisko sceny, jak tylko miejsca siedzące mogły być. Doskonały widok. Pierwszy rząd. Mega emeryt.
Tylko nagłośnienie do bani. Wróciliśmy do domu z takim szumem w uszach, że jeszcze wczoraj wieczorem było go słychać:P
Jakby atrakcji było mało, zachęceni recenzjami, niedzielne popołudnie spędziliśmy w kinie, na najnowszych przygodach 007. Niewyspani, zaszumieni i z bólem głowy. Pomimo tego wszystkiego, warto było:) Zdecydowanie lepszy od poprzedniego! Wczoraj także poległ ostatni kawałek tortu. Zatem obchody moich urodzin zostały zakończone! Przynajmniej zawieszone do 22 grudnia. Mamy już oficjalne potwierdzenie i nasza wesoła trójeczka wybiera się do Wro 21.12 <hurra>. Zaczynam się już pakować!
A co poza tym? Boli mnie wszytskie dziesięć palców u rąk, kot jak słyszy gitarę elektryczną (nawet w TV, czy na YouTube), to ucieka, a GG powiedział, żebym przestała mordować jeden jedyny riff, jaki potrafię zabrzdąkać..zatem zaczęłam uczyć się kolejnego. Będę brzdąkała dwa, tak na zmianę.
Fotki z koncertu robione telefonem.





























Tylko taka mała refleksja jeszcze. Po koncercie ubyło trochę mojego zachwytu Anglikami. Bruuuuudasy. Przeżyłam kilka masowych imprez, gdzie ludzi liczono na kilkadziesiąt tysięcy. Ale nigdy, przenigdy nie widziałam takiego brudu. Wszystko co mogło znaleźć się na podłodze, to się na niej znalazło. Nie tylko napoje (wylewane chyba litrami) i jedzenie... masakra... Ludzie są przyzwyczajeni, że się po nich sprząta. Czyszczarka jeździ u nas z dziesięć razy w ciągu doby. Piątek, świątek czy niedziela. Nawet w deszczu. Zatem Tubylcy śmiecą na potęgę! Ich odporność na napoje alkoholowe tyż pozostawia wiele do życzenia.

czwartek, 15 listopada 2012

Urodziny!!!

Dzisiaj rano wstałam z łózka i ku mojemu zdziwieniu, nic mnie nie bolało. Pewnie nie zauważyłabym różnicy pomiędzy drugą a trzecią dekadą życia, gdyby nie zamieszanie związane z przejściem z jednej do drugiej. No nic. Czuję się dobrze. Mamo, Tato- szybko minęły te lata:)

Jestem stworzeniem stadnym i brakuje mi Was! Bardzo, bardzo bardzo dziękuję za życzenia, pogaduchy, esemeski, kartkę, maile i zdjęcie z walk kotów! GG stawał na rzęsach, aby Was wszystkich tymczasowo mi zastąpić :P Wszelkie okoliczności przyrody mu sprzyjały. Pogoda, iście świąteczna (słonko!!!), pozytywnie nas usposobiła. Pan monter podłączył nam superszybki internet, a ja w niesamowitym tempie załatwiłam swoje sprawy w urzędzie. I mogliśmy świętować. We dwoje:)

Wybraliśmy się na spacer do centrum, aby spalić trochę kalorii i z czystym sumieniem zabrać się później za słodkości. Celem był Leicester Square, gdzie w jednym z  kin odbyła się wczoraj londyńska (europejska) premiera ostatniej części sagi Zmierzch. GG nie przepada za tego typu filmami. Ale jesteśmy w końcu w Londynie, to jest premiera, moja ciekawość nie wytrzymała. Tłumy, tłumy, tłumy.... a do premiery 4 godziny.... Kobitki w namiotach (koczujące od wtorku!), owinięte śpiworami.... nastolatki i panie pięćdziesięcioletnie.... powariowały!  Odwiedziliśmy jeszcze  M&Ms World, aby nawdychać się sztucznego zapachu czekolady wydobywającego się z klimatyzacji. Wpakowaliśmy się w metro i wróciliśmy.

Kalorie spalone, można jeść. Krótkie "Sto Lat" (wątpliwej wartości artystycznej- ale ciiiiiii:P) i zabraliśmy się z zapałem za krojenie mojego cudnego różowego i bardzo słodkiego toru ! GG odmłodził mnie trochę, ale co mi tam. Takie urodziny ma się raz! I nie chciałabym tutaj urazić nikogo, kto już zamienił 2 na 3 w dziesiątkach przeżytych lat, ale dostałam chyba najbardziej wyjątkowy prezent ze wszystkich! Najbardziej zwariowany, też. Tylko Lady nie poznała się na moim talencie i ucieka najdalej jak może, kiedy zaczynam "grać".

Bardzo, bardzo, bardzo dziękuję mojemu mężowi, że stanął na rzęsach abym zapomniała o tych setkach kilometrów i sprawił, że moje okrągłe urodziny były inne, a tym samym wyjątkowe :*









Taaadaaaa!

środa, 14 listopada 2012

Jesienny Harry Potter na lodowisku

Dzisiaj cudne słońce! I niebieskie niebo! A GG wziął urlop(ciekawe czemu:))  i spędzamy sobie dzień razem. W planie mamy toooort (księżniczkowy:P) i polowanie na Pattinsona. No cóż... Radzimy sobie we dwoje. 

Szybciutko jeszcze sprawozdanie z weekendu.
W sobotę wybraliśmy się z GG na mała "objazdówkę". Rozpoczęliśmy od Ravenscourt Park- najbliższego nam dużego parku... Głównym celem był, znajdujący się w okolicy Kościół oraz przyległe do niego kolumbarium.  Park wyludniony, cichy i bardzo jesienny.

Po parku i kolumbarium, transportowaliśmy się (metrem:)) na drugi koniec centrum Londynu (fascynujące 30 minut jazd) do dzielnicy Bloomsbury, oazy nauki i sztuki. Miejsca w którym mieści się m.in. British Library- Brytyjska Biblioteka i St. Pancras King's Cross Station.
Tylko wysiedliśmy z metra, pobiegliśmy na King's Cross Station aby odwiedzić peron 9 i 3/4. Nie musieliśmy szukać długo, błyski fleszy naprowadziły nas błyskawicznie na miejsce znane z opowieści o Harrym Potterze. Kolejka, ludzie w każdym wieku, ale poza jedna:P Szybka sesja fotograficzna. Zderzenie GG z rzeczywistością (on wciąż czeka na list z Hogwartu:P).

Kilkadziesiąt metrów dzieli stację i British Library. Niestety w bibliotece panuje zakaz robienia zdjęć, ze względu na wyjątkowość eksponatów.  Przyciemnione światło, wskaźniki wilgotności i termometry... Podziwialiśmy oryginał Wielkiej Karty Swobód!!! i jednej z Biblii Guntenberga. Ponadto rękopisy Jane Austen, średniowieczne pisma  i księgi mające po tysiąc lat, szkice Leonarda da Vinci, baaaardzo stare mapy i święte księgi innych wyznań...  Wisienką na torcie okazała się bardzo dobrze zaopatrzona księgarnia!  Niestety tym razem zaopatrzyłam się tylko w naklejki "ex libris". Takie małe nic, ale z kotem!
Siły regenerowaliśmy w pubie. Ja przy pierwszym w  moim życiu Fish Pie. Takiej zapiekance ryby, krewetek śmietany i ziemniaków





































Polska parafia i Kościół pw. Św. Andrzeja Boboli




King's Cross Station











Biblioteka






GG i Newton






W niedzielę, wybraliśmy się do mojego ulubionego South Kensington, sprawdzić czy lodowisko, które rozkładano tydzień temu pod Muzeum Historii Naturalnej, jest już czynne. Lodowisko stoi, jest karuzela i dużo zabawy. Tłuuuuuuumy. Gąszcz ludzi i o jeździe ciężko mówić. Bardziej odpowiedni termin-chodzenie na łyżwach:) Znaleźliśmy nawet knajpkę Gesslera (tego prawdziwego:P) w której serwuje polskie specjały.










Szwedzi w 89 minucie prowadzą z Anglią. Anglicy tak pięknie grają, że kibice zajęli się śpiewaniem hymnu:P i ostrzeniem noży na Ibrahimovica.

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...