sobota, 19 stycznia 2013

Walczymy z mrozem

Nie mam pojęcia czemu się tak dzieje... jak tylko zrobi się ciut zimniej, wyciągamy "ciężki" sprzęt i zaczynamy szaleć w kuchni:P
Nie ma u nas mocnego mrozu, nie ma w ogóle mrozu, śniegu już też nie. Wczoraj padał przez cały dzień, ale i tak pod wieczór ulice były czarne, a tylko trawniki i skwery pokryte wciąż białym puchem. Młodzi i starzy rzucali się śnieżkami, a dzieci robiły orzełki na parkingu. I skończy się to dobre w nocy. Wytopiły się resztki. 
Jednakże sam widok śniegu, wielki raban w mediach z powodu "arktycznych mrozów" (ok.10 Stopni poniżej zera:P) w północnej części Wysp, maile rozesłane u GG w firmie z ostrzeżeniem o "wieeeeelkim" zagrożeniu jakie stanowią opady śniegu (serio!), sprawiły że lwią część dzisiejszego dnia spędziliśmy w kuchni. W planach mieliśmy zwiedzać i wybrać się m.in. do Greenwich na przejazd kolejką linową, ale pogoda zawiodła. Wilgotno, zimno, pochmurno i deszcz ze śniegiem! 

Szaleństwo zaczęło się zatem już wczoraj, od rozgrzewającej zupy porowej wg. przepisu Julie Child. GG już kiedyś raczył Rodzinkę tym cudem, w którym łyżka stała pionowo. Tym razem było lepiej. Mała modyfikacja, łyżka crème fraîche plus ciut "rzeżuchy" i wyszła całkiem zgrabna zupa krem.

Dzisiaj natomiast (znowu Julie Child:P) i pieczony kurczak z warzywami plus marchewkowe ciasto. Dzielne walczymy z zimą:) Zbroimy się.

Dobrej niedzieli!











 Maaaaaaaarchewka. Nie jadam marchwi, ale w weekendy mam dyspensę:P Postanowiłam z niej skorzystać w sposób kreatywny. Smakowałaby jeszcze lepiej z orzechami, bądź ziarnami dyni czy słonecznika, albo sosem czekoladowym.... ale pomysł ten przyszedł mi do głowy w czasie jedzenie pierwszego kawałka ciacha.




 Nasze podwórko. Stan na wczoraj.


Lady. Po swojej weekendowej porcji Sheby. Give me a five!









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...