Świąteczne zdjęcia jeszcze czekają na swoje miejsce na blogu, podobnie jak te z London Eye i Madame Tussaud.
Złapałam lenia i leniuchujemy we troje.Tak poświątecznie. Tylko Lady trochę tęskni za towarzystwem do brojenia. Użytkuję jej energię w inny sposób (wynagradzany oczywiście smakołykiem:))
Na londyńskich ulicach szara rzeczywistość. Ze sklepów poznikały bożonarodzeniowe dekoracje, a na półkach piętrzą się już stosy lukrowanych, kolorowych i nadziewanych czekoladowych jajek! Pełno wyprzedaży, ale niestety nie natknęłam się jeszcze na te mityczne -90% :P
Po ostatnim kęsie pysznego karczku, przywiezionego z Wrocławia, orzekliśmy, że trzeba znowu przyzwyczajać się do angielskich standardów. Zatem wczoraj wybraliśmy się z GG do pubu. Tak dla odmiany po polskich domowych frykasach. Zapragnęliśmy zjeść coś, co nie zawierałoby w sobie kapusty i grzybów:P Stanęło na burgerach i krążkach cebuli. Pierwszy raz w życiu raczyłam się Peroni. Wiem, że być może to lekka przesada i faux pas, popijać włoskie piwo w angielskim pubie, ale nie było złe... naprawdę:P A co mi tam!
GG korzysta ze swoich bożonarodzeniowych prezentów:P
To kiedy znowu jedziemy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz