środa, 5 czerwca 2013

Brighton cz.1 / Plażowanie

Tak ku pogodowemu pokrzepieniu. Z dwumiesięcznym opóźnieniem- wspomnienie długiego weekendu. Nie ma tutaj mowy o weekendzie majowym "po polsku". Pierwszy raz przyszło mi pracować 1, 2 i 3 maja. Dziwne. Tyle dobrego, że tutaj pierwszy poniedziałek maja jest wolny- tzw. Bank Holiday. Od samych Anglików słyszałam dwie różne wersje historii pochodzenia Bank Holiday, kto ciekawy doczyta na wikipedii- tutaj. Wolne to, różni się od naszych ustawowych dni wolnych od pracy- pozamykane szkoły i większość firm, ale centra handlowe pootwierane:) Suma summarum- mieliśmy trzydniowy weekend. Jego część wykorzystaliśmy na wyprawę do Brighton, przeuroczej nadmorskiej miejscowości z drużyną piłkarską w której pogrywa Kuszczak (o czym dowiedzieliśmy się kilka dni później:P)

Pobudka lekko po siódmej rano, co w niedzielny poranek było wyczynem niełatwym. Biegiem na metro, smakołyk na dworcu. Kolejna, nieco ponadgodzinna wyprawa pociągiem. Uwielbiam.

W Brighton przywitały nas swoim skrzekiem mewy i tłumy ludzi. Stęskniłam się za szumem fal i zapachem morskiej wody, zatem miałam tylko jeden cel- plażę (wtedy jeszcze nie wiedziałam, że kamienistą). Zastaliśmy pustki, co ze względu na godzinę, dziewiątą rano w niedzielę, specjalnie nas nie zaskoczyło i bynajmniej nie zasmuciło. Ludzi przybywało jednak z każda minutą, a popołudniem było już tłoczno jak na Świdnickiej:P Poplażowaliśmy się, nawdychaliśmy jodu, pokosztowaliśmy kurortowych specjałów i wypoczęliśmy:)  Zdjęć część pierwsza - Plażowanie.



Zabytkowe molo. Wielokrotnie płonęło, i kiedy znalazł się inwestor spłonęło raz jeszcze...tyle się z niego się ostało....


































 Filary molo




























 Granitaaaaa!











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...