niedziela, 30 czerwca 2013

Barką po jedzenie

O tym jak bardzo doskwierał  nam brak słońca i temperatury powyżej 18 stopni świadczyć może fakt, iż najzagorzalszy przeciwnik plażowania- GG, dał mi się dzisiaj wyciągnąć na opalanie do Richmond Park. Ekhm lekko nieprzemyślany ruch, gdyż w okolicy mamy parków na pęczki, a wybraliśmy się w rejony Wimbledonu, zakorkowane ze względu na turniej. Ale co tam! Moje imieniny i wszystko może być po mojemu.

W sobotę natomiast pojechaliśmy, a raczej - popłynęliśmy do Camden Town, popróbować kulinarnych przysmaków. Metrem do Paddington, spacerkiem wzdłuż kanałów do Little Venice i barką do Camden Town. Ze smakowania nic nie wyszło. Najbardziej kusiło mnie stoisko z kiełbaską (z Polski oczywiście:P) i lody, a reszta taka nafaszerowana przyprawami, olejem i smażeniną plus mięso niewiadomego pochodzenia. GG skusił się na chińszczyznę, i ta nie mogła się równać z tą, której już próbowaliśmy.... no nic... albo nam się kubki smakowe wyrobiły, albo zwyczajnie na straganach jest dużo, byle jak bo turyści i tak kopią:) Zdecydowanym przebojem był świeżo wyciskany sok z pomarańczy, sprzedawany w maluśkich buteleczkach chłodzonych na bieżąco bryłami lodu! Mniam.






Co wnikliwsi dopatrzą się tutaj gęsiego jaja!





Tematyczna donica





Wysiadywanie




Widok (z kanału oczywiście:P) na londyńskie Zoo. 

My mamy we Wrocławiu pływającą restauracje na barce, a Londyn ma swoją:P Zatem nie ma co narzekać.

W centralnej części zdjęcia, tuz przy tafli wody dwa małe "pływaki". Podejrzewam, że może jednodniowe. Tyciuśne były.















Przyczajony tygrys:P Polowanie na imieninowy bukiet.

 Mniaaaaaaaaaaaam!

Pszczółka.

1 komentarz:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...