Szwendamy się. Zwłaszcza w weekendy. Odkrywając nowe i powracając do ulubionych "starych" miejsc. Tutaj nigdy nie można się nudzić,chyba że na własne życzenie. Co rusz jakiś festiwal, albo święto. Ze względu na taką różnorodność i mnogość etniczną i kulturową niemal nie ma tygodnia bez świętowania. W zeszły weekend - Festiwal Japoński, i China Town, plus niedzielny, ostatni ciepły dzień tej jesieni (chyba:P) w Hammersmith.
Sobotni Japoński Trafalgar Square
Jeden z wielu straganów z japońskimi specjałami
GG i "bułeczka" z wieprzowinką:P
Mój problemowy "rosołek". Jak się okazało już po zakupie, do pomocy w konsumpcji miałam tylko pałeczki, a ja mistrzem w posługiwaniu się nimi nie jestem. Czułam się niemal jak w bajce Ezopa. Nie ma gorszego uczucia jak niemożność zjedzenia podanego posiłku:)
Udało mi się po dłuuuuższej gimnastyce.
China Town
Słodkości w dzikich kolorach
Dziewczyny się opalają
Niedzielne Hammersmith
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz