sobota, 19 lipca 2014

Czerwonobrunatny dywan

W taki upał jak dziś, z rozrzewnieniem wspominam naszą przeprawę w dżdżu przez walijskie wrzosowiska. Kropelki wody na twarzach i mocny zapach nadciągającego deszczu, do tego niesamowita poranna wilgoć - pozostałość po schodzącej mgle. Wszystko to, razem z nielicznymi owcami i wyjątkową roślinnością tworzyło piękną scenerię. Nasza trasa, pomimo iż zaliczyliśmy kilka szczytów, na polskie warunki była trasą dość nizinną. A wrzosowiska okazały się ciut inne, od tych pokazywanych w filmach. Nie trafiliśmy w okres kwitnienia wrzosu, i to co miało być fioletowozielonym dywanem, jawiło się jako brunatnoczerwony pled.




















 











Narodowy Park Snowdonii

Betws-y-Coed. Taki walijski Karpacz.

czwartek, 19 czerwca 2014

Jak na urlop, to tylko do Walii !!!

Jeżeli zachowam dotychczasową częstotliwość dodawania postów z Londynu, to zbyt wielu ich już nie będzie. Szykuję się do mojego maratonu po ulubionych miejscach, za którymi będę niesamowicie tęsknic, i po paru, do których jeszcze nie dotarliśmy, więc jakieś zdjęcia jeszcze będą.

Zdecydowanym plusem mojej pracy, jest fakt, iż średnio co półtora miesiąca mam duuuuużo wolnego. Ostatni taki urlop wykorzystaliśmy z GG na wyprawę do Walii. Dużo rozmawialiśmy gdzie się wybrać, padały propozycje zagraniczne jak i całkiem lokalne- Szkocja i Irlandia. Dodatkowo musieliśmy znaleźć jakieś zajęcie dla Lady, która mocno zniechęciła się do "obcych" niań i zdecydowanie woli jak ktoś z nią pomieszkuje. Propozycje zagraniczne przełożyliśmy na bliżej nieokreślone "później", a GG skutecznie przeforsował swoja propozycję. Kolejne tygodnie poświeciliśmy na rozpoznaje "co i jak"  i szukanie odpowiedniej lokacji. Nie obyło się bez kłopotów (jak czarny kot, to pech:P) z noclegami. Tam gdzie hotele deklarowały się jako "pet friendly", okazywało się, że takie przyjazne to nie są. A jak już to w stosunku do psów, i to najlepiej zamykanych na dzień, śpiących w klatce czy w specjalnej komórce przygotowanej przez obsługę hotelu, czy w samochodzie właścicieli. W momencie kiedy padało nasze pytanie o kota, w słuchawce cisza....., a potem NIE. I tak oferta za ofertą. Znaleźliśmy cztery hotele przyjmujące koty, przeszukując te o których info dostępne jest w internecie, z czego najbardziej nas interesujący zabukowany po nos, dwa następne jakieś 100km od preferowanej przez nas lokacji i ten jeden jedyny, który wybraliśmy..

Wybraliśmy się do północnej Walii, a konkretnie do Parku Narodowego Snowdonii, którego największą atrakcją (oprócz owiec, łąk, wrzosowisk, łąk i owiec:P) jest najwyższy szczyt Walii, drugi szczyt Wielkiej Brytanii - Snowdon (UWAGA! - 1088m n.p.m.). Zatrzymaliśmy się nieopodal największego śródlądowego kurortu Walii, Betws-y-Coed, w miejscowości Capel Curig, w  Cobdens Hotel 

Na pierwszy rzut. Spacer, na który wybraliśmy się, jak tylko wnieśliśmy nasze bagaże do pokoju.  Wrażenie piorunujące. Widoki, powietrze i dźwięki niedostępne dla mieszkańców szarych miast. Na ścieżkach okalających nasz hotel, czułam się jak w bajce. Las niemal cały dębowy. Nieliczne egzemplarze brzozy czy buka. Runo- trawa, mech, borówka i kwiaty. Deszcz nie był w stanie popsuć nam nastrojów i nawet Lady odważyła się na własną wyprawę:)



W drodze ...


 Las wokół hotelu. Skarłowaciałe dęby, zieleń trawy, fiolet kwiecia, mech, strumień, paprocie. Klimat iście Tolkienowski!

Spacer Lady. nie dość, że pierwszy raz w lesie, to jeszcze w walijskim! Zafascynowana odgłosami, zapachami i zawsze gotowa do biegu:P




Odnieśliśmy wrażenie, iż w tutejsze lasy znacznie mniej ingeruje się, niż w nasze. Poprzewalane drzewa, zmurszałe konary i wszechobecny mech...









 Obserwacja.







Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...